sobota, 20 marca 2010

Gorillaz - Plastic Beach

Gorillaz wraca po 5 latach milczenia. W jakiej formie? Co do tego zdania są podzielone. Można chyba wyróżnić dwie podstawowe "szkoły" reagowania na nowy materiał tego nietypowego zespołu. Wg pierwszej z nich na płycie jest za mało Albarna, a zbyt dużo gości, druga szkoła uważa, iż album jest świetny. Ubiegając wszelkie pytania, od razu przyznam, że zaliczam się do tej drugiej grupy. Dlaczego? Już tłumaczę.
Poprzednie płyty Gorillaz jakoś nie przekonywały mnie w 100%. Niby wszystko było ok, ale czegoś jakby brakowało. Szczerze mówiąc nużyły mnie w pewnym momencie. Tutaj sytuacja wygląda inaczej.
Może zacznę od strony muzycznej. Otóż muzyka jest genialna. Wspaniały pop, którego słuchać można bez poczucia żenady. W sumie dość zróżnicowany, bo są momenty spokojniejsze, nastrojowe, jak i bardziej przebojowe, chociaż na Plastic Beach nie ma takich killerów jak Clint Eastwood czy Feel Good Inc. Ogólnie na duży plus - poziom muzyczny utrzymany.
Drugi punkt programu. Goście. Ich lista jest imponująca. W Welcome to the World of the Plastic Beach mamy fantastyczny featuring wyluzowanego Snoop Dogga, w singlowym Stylo pojawiają się Mos Def i i soulowy wokalista Bobby Womack, ich udział również bardzo dużo wniósł do tego kawałka, szczególnie spodobał mi się ten drugi. Zresztą zaśpiewał on jeszcze w Clouds of Unknowing. Trzeba też wspomnieć o bardziej rockowym Some Kind of Nature, w którym udziela się sam Lou Reed. Mało? Na Plastic Beach, Albarn jest wspomagany przez jeszcze większą gromadkę utalentowanych muzyków. Little Dragon, Mick Jones i Paul Simonon z The Clash, oczywiście De La Soul, a nawet takie twory jak Sinfonia ViVA czy The Lebanese National Orchestra for Oriental Arabic Music (dla nich wielkie brawa za White Flag). Może się zastanawiacie dlaczego z takim entuzjazmem wymieniam tych wszystkich gości. Prosta sprawa. Oni cholernie dużo wnieśli do tej płyty. Część z nich zrobiła zajebistą muzykę, inni odciążyli Albarna (który i tak zaśpiewał mniej więcej w połowie utworów!), dzięki temu nie ma mowy o chwili nudy. Już wiem czego brakowało mi na poprzednich płytach Gorillaz. Właśnie tego urozmaicenia. Dlatego łykam ten krążek w całości!
Z tego wszystkiego zapomniałbym dodać, że Plastic Beach jest w ogóle przemyślanym konceptem. Całość kręci się wokół tytułowej Plastikowej Plaży. 
Naprawdę zachęcam do posłuchania tego materiału. Niektórzy mogą narzekać na spore ilości hip hopu, ale warto się porządnie wgryźć. Gorillaz odpłacą to z nawiązką ;)


A klip do Stylo, z gościnnym udziałem Bruce'a Willisa niszczy!

4 komentarze:

  1. Ja należę do pierwszej grupy. Uważam album nie za słaby ale hmm... inny? Tak jak napisałeś i jak uważa część fanów - za mało tu Albarna, zgodzę się. Jestem fanem elektroniki ale ta mi tu jakoś nie pasuje;) Myślę, że album podążył trochę za ostatnio modnym elektronicznym nurtem, że się tak wyrażę.

    A tak w ogóle - spoko blog, wpadłem na niego przypadkiem ale przykuł moją uwagę, dobre teksty. Dodałem go byłem w zakładki;)

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Moim zdaniem świetna płyta, ale niestety nie tak dobra jak "Demon Days" czy "Gorillaz". Co do samej recenzji konkretna i rzeczowa. Duży plus!

    OdpowiedzUsuń
  3. Już kilka osób namawiało mnie na przesłuchanie tej Plaży z Plastiku ale nigdy nie miałam specjalnego parcia, a tu czytam że tracę coś cennego! Uciekam nadrobić :O

    OdpowiedzUsuń