piątek, 13 listopada 2009

pg.lost i Tides From Nebula - Centralny Basen Artystyczny 12.11.2009

Ta impreza miała się odbyć w Jadłodajni, ale pożar, bla bla bla. Dobrze się stało, że koncert został przeniesiony do CBA. JF była miejscem kultowym, aczkolwiek zbyt małym na przyjęcie zagranicznych, dość znanych zespołów (tyczy się to zarówno pg.lost jak i Maybeshewill oraz And So I Watch You From Afar). Basen dysponuje większą salą koncertową (umieszczoną w... byłym basenie - byłem tam drugi raz i znów wróciły wspomnienia z dzieciństwa, bo m. in. w tym miejscu uczyłem się pływać :) i przede wszystkim lepszym nagłośnieniem.


(źródło: http://www.myspace.com/tidesfromnebula)
Tides From Nebula - niby support. Panowie wyszli na scenę parę minut po 21 i zagrali set prawie w 100% oparty na ich rewelacyjnym debiucie zatytułowanym Aura. Prawie, bo usłyszeliśmy też jeden nowy utwór. Po wielu miesiącach oczekiwania, koncert ten był dla mnie pierwszym spotkaniem z TFN w wersji live. Zaczęło się mocnym uderzeniem, a napięcie utrzymali aż do samego końca. Potrafili mnie zahipnotyzować i dodatkowo pobudzić energią płynącą ze sceny! Wszystko brzmiało bardzo dobrze (po tym co usłyszałem na Isis mogę nawet powiedzieć, że wręcz idealnie). Jednak czegoś mi zabrakło, ale o tym później. Po około 40 minutach grania pożegnali się i zeszli ze sceny. Był to ich ostatni koncert przed pierwszą europejską trasą, a zarazem ostatni w tym roku w stolicy. Kolejne występy zapowiedzieli dopiero na lato przyszłego roku. Jeszcze jedno, na TFN dopisała frekwencja. Pod sceną zgromadził się słusznej wielkości tłum ludzi.
Podsumowanie:
Usłyszałem swoją ulubioną kompozycję, jestem zachwycony (czytaj: rozpierdolili).


(źródło: http://www.myspace.com/pglost)
pg.lost - gwiazda wieczoru. Tylko teoretycznie, bo pierwsze co rzuciło się w oczy po ich wyjściu na scenę to spadek frekwencji. Ja wiem, że był czwartek, a w piątek trzeba do pracy/szkoły, ale pg.lost zaczęli grać koło 22:20 więc nie było jeszcze jakoś późno i nie jestem w stanie pojąć czemu tak dużo ludzi po prostu sobie poszło.
Co do samego koncertu. Od razu przyznaję bez bicia, że przyszedłem bardziej dla TFN, a pg.lost miało być dodatkiem, ich twórczość znam tylko pobieżnie. Rozpoczęli dość spokojnie, z każdym kolejnym utworem coraz bardziej się rozkręcali. Serio, napięcie rosło z minuty na minutę. Nie zagrali tak ostro jak TFN, postawili bardziej na stopniowe budowanie klimatu. Wyglądało to mniej więcej tak, że z każdym zagranym kawałkiem moja szczęka znajdowała się coraz bliżej podłogi, aż w końcu mocno w nią uderzyła. Duży plus za fajne wizualizacje, właśnie tego mi wcześniej zabrakło (co prawda po pewnym czasie zaczęły się, ale trudno, ważne, że były). Poza tym podstawowe instrumentarium (gitary, bas, perkusja) zostało rozszerzone o klawisze (choć mogłoby być ich ciut więcej) i namiastkę wokalu. Doprawdy fantastycznie się tego słuchało.
Podsumowanie:
Napisałem, że TFN rozpierdolili. A pg.lost było jeszcze lepsze. To chyba wystarczy.

Po tych koncertach mogę śmiało napisać, że post-rocka nie da się nie kochać. Chyba lepiej nie dało się wydać tych 25 złotych.

5 komentarzy:

  1. O której się całośc skończyła?

    OdpowiedzUsuń
  2. licząc z bisem około 23:20.

    OdpowiedzUsuń
  3. aż zacząłem żałować, że całkowicie olałem ten koncert -__- rozumiem, że na maybeshewill i and so i watch you from afar do no mercy wpadasz? myślę, że też może być niezłe postrokowe widowisko, mimo że miejsce idealne nie jest.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam nadzieję, że uda mi się przybyć. Chociaż wolałbym zobaczyć ten koncert w CBA, a nie No Mercy.

    OdpowiedzUsuń
  5. No Mercy jest baaaaaaaaardzo mocno nie trafionym miejscem (choć da się zrozumieć w zaistniałej sytuacji, że organizator musiał brać jakikolwiek wolny klub).

    OdpowiedzUsuń