niedziela, 29 listopada 2009

The Vinyl Stitches - Obiekt Znaleziony 28.11.09

Bez zbędnego pieprzenia we wstępie. Był to koncert warszawskiego zespołu The Phantoms i brytyjskiego The Vinyl Stitches.
Lokalizacja: Obiekt Znaleziony to klub w piwnicach Zachęty, duży, surowy, pełen zakamarków, ale raczej nie kojarzył mi się do wczoraj z koncertami. I chyba cały czas nie będzie się kojarzył, bo są w stolicy lepsze miejsca na tego typu imprezy.

Koncert nr 1 - The Phantoms

To było już moje czwarte spotkanie z tym zespołem. Zupełnie inne niż wszystkie wcześniejsze! Bo tym razem muzycy wystąpili z gościem, Szymonem Małeckim z Rotofobii. Kapitalnie zagrał na klawiszach w Brother Jay, kawałku którego raczej nie lubię. No i byłoby git, gdyby nie to, że były one cholernie głośne, przez co zagłuszały całą resztę. Później Szymon złapał za bas. Byłem ciekawy od pierwszego koncertu Phantomsów tego, jak zabrzmią z tym intrumentem. Teraz już wiem. Wypadają gorzej. Szymon grał całkiem fajnie, ale dźwięki basu cholernie zamuliły muzykę. Eksperyment ciekawy i niewątpliwie potrzebny, choć, moim zdaniem, nieudany. A co zagrali panowie? Same szlagiery :) Crazy Like a Wasp, Kowalski czy Brand New Tattoo. Dla mnie tym razem najlepiej wypadł długi, psychodeliczny, rozimprowizowany Phantom - po prostu mistrz! Równie dobrze zabrzmiał cover oldschoolowego surfowego kawałka Surfin Bird. Co by nie mówić, to był kolejny bardzo udany koncert zespołu.
Ps. Przez długi czas nie mogłem się przyzwyczaić do nagłośnienia, gdyż dźwięki płynęły zza moich pleców.
Edit: Za plecami muzyków wyświetlany był rewelacyjny film, nakręcony podczas wieczornych spacerów po Warszawie. Świetnie się zgrał z muzyką.

Koncert nr 2 - The Vinyl Stitches

Po dobrym koncercie The Phantoms mogło się wydawać, że ciężko będzie ich przebić. The Vinyl Stitches ta sztuka się udała. Wiedziałem to już od pierwszych dźwięków. Zaatakowali potężną dawką wysokogatunkowego garażowego rocka. Doszczętnie mnie zniszczyli. Było bardzo energetycznie, przebojowo i seksownie. To ostatnie dlatego, że w The Vinyl Stitches na perkusji gra dziewczyna występująca jako Sam-Bam. Grała super, ale przede wszystkim świetnie się przy tym ruszała. Gapiłem się na nią jak głupi, kiedy tylko mogłem(czytaj: gdy nikt mi jej nie zasłaniał). Ostatni raz miałem coś takiego na koncercie Eagles of Death Metal w Stodole w 2005 roku :)
Występ The Vinyl Stitches był tak dobry, że zaraz po nim poleciałem kupić winyl z ich EPką/singlem. Wydałem resztkę swoich pieniędzy, delikatnie się zapożyczyłem, ale nie żałuję. Materiał trwa niecałe 10 minut. Wystarczyło aby powalić mnie na kolana. Cudo!
Jeden z najlepszych koncertów w tym roku, to jest rock'n'roll! (ostatnio mam szczęście do dobrych występów :)

Wena mnie coś opuszcza, dlatego tekst jest taki krótki ;)

5 komentarzy:

  1. Zdecydowanie jeden z najlepszych koncertów w tym roku. Zgadzam się.

    OdpowiedzUsuń
  2. też się podpisuję pod tym :) Koncert był świetny!! The vinyl stitches bardza ale to baaardzo mnie pozytywnie zaskoczyli :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale to nas Sam wycałowała!:P Jestem w niej zakochana od wczoraj:)

    OdpowiedzUsuń
  4. a mnie phantomsi zachipnotyzowali. chociaż nie powiem, magiczne pukle sam spadające miarowo na werbel były git. impra genialna i after udany, prawie w całości ;]

    OdpowiedzUsuń
  5. Podpisuję się ręcoma swymi pod relacją. Polscy politycy, zamiast zajmować się parytetami na listach wyborczych, powinni wprowadzić parytet na seksowne panie grające w rockowych zespołach. Naród się bardziej ucieszy.

    OdpowiedzUsuń