środa, 11 listopada 2009

Isis - Proxima 10.11.2009

To nie tak miało wyglądać. Idąc do Proximy spodziewałem się wspaniałego koncertu Isis i ciekawego dodatku zwanego Dälek. Z kolei Mamiffer był dla mnie wielką niewiadomą, bo nie pofatygowałem się, żeby choć przez chwilę posłuchać ich muzyki. Wiedziałem tylko, że w zespole gra Aaron Turner z Isis i jego żona. Wszystko wyszło inaczej.
W klubie stawiłem się jakoś o 19:40 i spotkała mnie pierwsza niemiła niespodzianka. Koncert Mamiffer już trwał, chociaż start był zaplanowany na 20. Z początku stanąłem z piwskiem w okolicy baru. Słuchałem sobie i słuchałem, ale głośne rozmowy zgromadzonych ludzi przeszkadzały w odbiorze muzyki. Podszedłem bliżej, skupiłem się na muzyce. Wow, super. Nie jest za głośno, fajnie brzmi. Ambientowe dźwięki płynące ze sceny wprowadziły mnie w przyjemny trans. Tylko 3 osoby (Aaron na gitarze, jego żona na klawiszach i perkusista), a muzykę grają bardzo fajną. Niestety. Ja się wkęciłem, a Aaron wstał, podziękował i szybko zeszli ze sceny. Cóż, pozostaje mi sprawdzić płytę.
Po krótkiej przerwie, około 20:15, swój występ rozpoczął Dälek. To był już chyba ich czwarty gig w tym roku w Polsce, dla mnie debiut. Pierwsze co pomyślałem: "ciekawa sytuacja, w ciągu ostatnich kilku dni byłem na większej ilości hip hopowych koncertów niż wcześniej w całym moim życiu :)". Ten był jednak zdecydowanie inny niż sobotnie show Fisza. Ciężkie industrialno-noisowe bity, tworzone przez DJa Oktopusa, nawet w wersji płytowej moje uszy przyjmowały dość opornie, a co dopiero na koncercie. Było cholernie głośno. Do tego stopnia, że po około 20 minutach chciałem powiedzieć "panowie, kończcie albo ja stąd idę, bo nie wytrzymam". Gdy zeszli ze sceny miałem mieszane uczucia. Sam Dälek mnie nie porwał, za to Oktopus był kapitalny. Łysolek, wytatuowany po samą szyję, dawał z siebie wszystko i chwała mu za to. Zagrali prawie godzinę. Chyba nie będę za nimi płakał, aczkolwiek koncert śmiało mogę nazwać ciekawym przeżyciem.
Godzina 21:30 - Isis. Mogłem ich zobaczyć już dwa lata temu, jednak wybrałem wtedy inny koncert. Teraz pojawiła się kolejna okazja, z której już musiałem skorzystać. Z perspektywy czasu uważam, iż Wavering Radiant jest jedną z najciekawszych płyt wydanych w tym roku. Nie miałem więc żadnych powodów do psioczenia na setlistę. Z 9 utworów, które zaprezentowali, aż 5 pochodzi z WR (m. in. moje ulubione "20 Minutes/40 Years"). Do tego dołożyli 4 starsze kompozycje (przede wszystkim świetne "Wills Dissolve"). Zagrali z werwą, ze sceny płynęły całe masy energii. Od strony publiczności zresztą też. Koniec pozytywów. Nagłośnienie było tak fatalne, że chciało mi się płakać. Po prostu zepsuło cały koncert. Żadnej selektywności, słychać było wielką ścianę dźwięków. Ginęły wszystkie smaczki, tak ważne przecież w muzyce Isis. Ściana ta momentami pochłaniała nawet wokal Aarona. Ja jednak twardo próbowałem cieszyć się muzyką. Nic z tego. Z tych 75 minut koncertu do zniesienia było może 15-20.
Wyszedłem zły, żeby nie powiedzieć wkurwiony. Na usta cisnęło mi się wulgarne hasło "jebać Proximę". Ale zwyczajnie w świecie ten klub zepsuł bardzo dobry gig. Po raz kolejny prawdziwe okazują się stare zasady:
1. Głośniej nie znaczy lepiej;
2. Proxima jest najchujowszym klubem w Warszawie.
Podsumowanie:
Najlepszy koncert:
1. Mamiffer (15 minut wystarczyło, żeby pobić całą resztę)
2. Isis
3. Dälek
Kiedy to piszę jest godzina 22:30 dnia następnego. W lewym uchy jeszcze mi piszczy.

Setlista Isis:
1. Hall Of The Dead
2. Hand Of The Host
3. Holy Tears
4. 20 Minutes / 40 Years
5. Ghost Key
6. Wills Dissolve
7. Threshold Of Transformation
Encore:
8. Carry
9. Dulcinea

6 komentarzy:

  1. bardzo fajna relacja, w większości się zgodzę (a tylko w większości, bo mamiffera nie słyszałem prawie w ogóle przez przedwczesne rozpoczęcie koncertu...) - jak już w całym internecie pisałem, występ nie miał startu do tego sprzed 2 lat w progresji. zero klimatu, zdecydowanie za jasno (i te światła, WRR!), brzmienie albo przebasowione, albo za dużo góry - spier do lo no to. oczywiście, w dużej części to wina proximy, ale samo isis też dało ciała - 5 kawałków na 9 z nowej płyty przy tak obszernej dyskografii plus niepowalający dobór starych = tzw. LIPA. i dalek też miał być lepszy :( zresztą, góra w piątek napiszę coś u siebie, także zapraszam ;>

    OdpowiedzUsuń
  2. ja mamiffer słyszałem i widziałem. i może nawet to brzdąkanie było w porządku, ale na płytach brzmi o wiele lepiej. ISIS wywołali u mnie mieszane uczucia, bo jestem fanbojem, a zachwytu nie było i mam wyrzuty sumienia ;) i fakt, brzmienie było, delikatnie mówiąc, niezadowalające.

    u mnie też możesz znaleźć pełniejszą relację/wrażenia

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. P.S. a najlepszy koncert ISIS jak dotąd, to maj 2005 w CSW. magia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Podpisuję się obiema rękoma pod tą relacją. Mam nadzieję, że nie dane mi będzie już być na żadnym koncercie w Proximie.

    OdpowiedzUsuń
  5. z drobnym poślizgiem, ale leży na moim potworku, wpadać :]

    OdpowiedzUsuń