czwartek, 3 grudnia 2009

Historia pewnej płyty...

Mniej więcej 12 miesięcy temu kupiłem sobie kilka krążków. Przy nowych nabytkach zazwyczaj działam wg następującego planu. Siadam wygodnie, zrywam folię, przeglądam książeczkę, a dopiero później przystępuje do premierowego odsłuchu... Tak też zrobiłem z większością. Przy jednej z płyt moje obcowanie z nią skończyło się na trzecim kroku. Wylądowała w tajnej szufladzie wypełnionej szczelnie całym moim dobytkiem tj. albumami, słuchawkami, odtwarzaczami mp3. Na jakiś czas zapomniałem o niej. Często zdarzało się, że zaglądałem do owej szuflady w poszukiwaniu czegoś ciekawego, czegoś na co mam ochotę w danej chwili. Dziwnym trafem zawsze wybierałem coś innego. Albo jeszcze lepiej. Miałem już TĘ płytę w rękach lecz COŚ zmuszało mnie do zmiany decyzji. Wewnętrzny głos mówił mi: "Nie! Weź drugi album tego artysty.". Słuchałem tych podpowiedzi. Nie miałem wyboru. Co jakiś czas trafiałem w necie na pochlebne opinie o moim nieodsłuchanym nabytku, ze wszystkich stron docierały do mnie pozytywne recenzje tegoż materiału. Nawet od ludzi w żaden sposób nie związanych z gatunkiem reprezentowanym przez wykonawcę. Bywały momenty, w których byłem bliski wciśnięcia play w wieży, ale tego nie zrobiłem...
Zwrot nastąpił przedwczoraj w nocy. Mam pewien nawyk, bardzo fajny. Zawsze do snu włączam sobie jakąś muzykę, bez przyjemnych dźwięków płynących z głośników po prostu nie mogę wpaść w objęcia Morfeusza. Owej nocy sytuacja wyglądała analogicznie. Puściłem sobie moją ukochaną 27 Eldoki. Powoli zacząłem odpływać, gdy poczułem dziwne ukłucie i usłyszałem wewnętrzny głos: "wstań, odpal TEN album". Zerwałem się, po omacku dopadłem do mojej szuflady. Zapaliłem małą lampkę, wyszukałem interesującego mnie pudełka, zapakowałem krążek do wieży. Wróciłem do łóżka i wcisnąłem na pilocie play. Po przesłuchaniu kilka kawałków zasnąłem...
Rano pamiętałem jednak, że muzyka zrobiła na mnie spore wrażenie. W skupieniu przystąpiłem do czwartego kroku postępowania z nowymi płytami. Po przeszło 70 minutach zacząłem się zastanawiać. Bardziej nad swoim zachowaniem niż zawartością krążka. Nie potrafię sobie odpowiedzieć na pytanie czemu przez tyle czasu, okrągły rok, nie chciałem poświęcić godzinki z małym okładem na obcowanie z tym albumem.
Teraz sytuacja się zmieniła. Dwa dni mi wystarczyły, żeby przesłuchać go kilkakrotnie. Jestem zachwycony zarówno jego warstwą muzyczną jak i liryczną.
Co to za płyta? Eldo - Człowiek, który chciał ukraść alfabet. Głębokie, refleksyjne, przemyślane teksty, typowe dla Eldoki w połączeniu z cudownymi chilloutowymi bitami stworzonymi przez Bitnix wprost powaliły mnie na podłogę...
Ps. Z ciekawości zerknąłem jeszcze raz do szuflady, musiałem sprawdzić czy nie ma tam przypadkiem innego albumu, który "zostawiłem na później". Nie ma...

5 komentarzy:

  1. To jest kozak płyta. Najlepsza płyta Eldoki zdecydowanie, a Diabeł na Oknie jest mistrz.

    OdpowiedzUsuń
  2. masz bardzo przystojne towarzystwo do snu, euredyka jest pewnie wściekła ;]

    OdpowiedzUsuń
  3. ale gafa! z rozpędu nie zwróciłem na to uwagi :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Się zgadzam z Wieśkiem :)

    OdpowiedzUsuń