piątek, 11 grudnia 2009

Air - Arena Ursynów 10.12.09

Nie śmiem nazywać się znawcą Air. Do wczoraj nie mogłem też powiedzieć, że jestem ich fanem. Na koncert trafiłem przez nieszczęśliwy zbieg okoliczności, gdyby nie choroba Moniki z Sunday at Devil Dirt pewnie bym wcale tam nie poszedł.
Lokalizacja: Arena Ursynów. Zadupie strasznie, hala stoi przy samym lesie kabackim. Wnętrze wygląda przyzwoicie, w końcu to stosunkowo nowy obiekt. Sala, w której odbywał się koncert wyglądała porządnie i sprawiała wrażenie naprawdę sporej.
Frekwencja: Średnia. Pustek nie było, ale bez przepychania udało mi się stanąć dość blisko sceny.

Koncert nr 1 - We Fell to Earth
W środę (9.12) wieczorem dowiedziałem się, że będzie mi dane zobaczyć Air. Od razu postanowiłem sprawdzić support. Skład We Fell to Earth jest imponujący. Z jednej strony Richard File, było członek UNKLE, z drugiej Wendy Rae Fowler, która współpracowała z takimi artystami jak Mark Lanegan czy Eagles of Death Metal. Z płyty bardzo mi się spodobali.
Ich koncert zaczął się bardzo punktualnie, bo na scenie pojawili się równo o 20. Zagrali 6 utworów i po 30 minutach zeszli. Ale co ty były za utwory! Oczarowali mnie od pierwszych dźwięków i trzymali w napięciu do samego końca. W ich muzyce jest bardzo dużo przestrzeni, tripowego, hipnotyzującego klimatu. Okazało się, że Richard na żywo wypada świetnie, Wendy czarowała swoim głosem i grała na basie, a za bębnami zasiadł Mike Kelly. Jego perkusja naszpikowana elektroniką perkusja zabrzmiała wybornie. Po koncercie stanęliśmy ze znajomymi i nie wiedzieliśmy co powiedzieć. Zastanawialiśmy się tylko czy Air będą w stanie przeskoczyć tak wysoko postawioną poprzeczkę.
Kupiłem płytę We Fell to Earth i jestem zachwycony. Jaram się nią niesamowicie ;)

Koncert nr 2 - Air

Jak już napisałem nie jestem znawcą Air, acz oczekiwałem dobrego koncertu. Po kilku pierwszych kawałkach miałem wrażenie, że najlepsze muzyczne doznania mam już za sobą. Do the Joy i Love z ostatniego krążka Francuzów wypadły nijako. Zacząłem powątpiewać i zerkać na zegarek. Jednak panowie rozkręcali się z utworu na utwór. Dla mnie ten gig zaczął się na dobre po mniej więcej 30 minutach. Muzyka stawała się coraz ciekawsza, coraz bardziej klimatyczna. Apogeum zajebistości było rewelacyjne Kelly Watch the Stars z Moon Safari, w którym muzyka idealnie połączyła się z grą świateł. Niestety tym kawałkiem skończyli zasadniczą część setu. Bisy zaczęli od przeciętnego Heaven's Light z Love 2. Później wrócili do swojej najlepszej płyty i zaprezentowali najpierw Sexy Boy, a potem La Femme d'Argent. Ten ostatni pozamiatał wszystko - najlepszy moment koncertu!
Można mieć zastrzeżenia do dźwięku, który odbijał się od tylnej ściany sali i denerwował głównie w tych cichych fragmentach, można narzekać na światła, które tak naprawdę tylko w dwóch utworach były dobre, ale w ogólnym rozrachunku koncert wypadł znakomicie.
EDIT: Air zagrali ledwie godzinę i 15 minut - za krótko...

Podsumowanie: Cieszę się, że w ten czwartkowy wieczór trafiłem do Areny Ursynów. Dzięki temu mogłem obcować z przepiękną muzyką w wykonaniu zarówno We Fell to Earth jak i Air. Oceniając już trochę na chłodno, to jednak ci pierwsi zrobili na mnie większe wrażenie, choć nie sposób nie docenić występu Francuzów. Mówiąc krótko: było świetnie :)

4 komentarze:

  1. 1. Nie Missing the Light, a Heaven's Light ;)
    2. Zgadzam się w 300%, że WFTE zdecydowanie zrobili większe wrażenie, bo Air momentami (imho) plumkało niemiłosiernie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Racja, dzięki za uwagę. Już poprawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakie zadupie! Bardzo miła i ładna lokalizacja.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zadupie ;) Na oko 10 minut spaceru od jakiejkolwiek cywilizacji ;)

    OdpowiedzUsuń