środa, 19 sierpnia 2009

Soulsavers - Broken

W zeszłym roku, zaraz po koncercie The Gutter Twins w Proximie, Marek Lanegan mówił, że następna jego płyta będzie owocem współpracy z Soulsavers. I nie kłamał. Widać, że jeśli już się odezwie to mówi tylko prawdę. Zataił za to kilka faktów. Nie wspomniał o udziale Mike'a Pattona. Nie burknął też, że będzie to tak dobra płyta. Chociaż tego ostatniego można było się domyślać. Może to co teraz napiszę jest trochę oklepane, ale muszę. Lanegan jest współczesnym Midasem, czyli wszystko czego się tylko dotknie od razu zamienia w złoto. Tak też stało się z nową płytą Soulsavers. Broken (ha! znajomy tytuł :) to na pewno jedna z najlepszych rzeczy w tym roku. Utworów mamy 13. Z czego 11 albo 12 NISZCZY. Któryś mi się nie podobał, ale o tym później. Zaczyna się od nastrojowego, instrumentalnego kawałka. Od razu można zacząć się wczuwać w klimat płyty. Przy drugim w kolejności, rockowym "Death Bells", do głosu dochodzi Mark, a jak wiadomo wokalistą jest on wybornym. Na Broken tylko to potwierdza. Najbardziej oczekiwałem jednak na numer 3 (Unbalanced Pieces), bo właśnie w nim swojego głosu użycza sam Mike Patton. Co prawda tylko w refrenach, ale i tak wystarcza. Refren tak wbija się do głowy, że dziś przez cały dzień nie mogłem się go pozbyć. Nawet dobrze, ponieważ mamy do czynienia z kawałem wyśmienitej roboty. Nie będę opisywał wszystkich kawałków. Przedstawię tylko ogólny zarys dalszej części płyty. Pojawia się trochę klawiszy (pianino czy fortepian), trochę smyków, trochę dęciaków, trochę autentycznie gospelowego klimatu, momentami trochę zbliża się to do dokonań Lanegana i Isobel Campbell, oczywiście nie brakuje przy tym ciekawych gitar. I kiedy wydaje się, że nic już nas nie zadziwi, nagle pojawia się "Praying Ground" z cudownym wokalem pani, która występuje pod pseudonimem Red Ghost (świetnie śpiewa, a do tego jeszcze ładnie wygląda, zobaczcie sami http://www.myspace.com/redghostsounds). Potem jeszcze lepiej wypada razem z Laneganem w "Rolling Sky". I przez taką końcówkę płyty zapomina się nawet o tym jednym słabszym utworze, o którym wspomniałem. To już nieważne.
Na koniec jedna mała wskazówka. Album jest idealny na spokojny wieczór, a doprawiony odrobiną (bądź większą ilością, jak kto woli) wódki w jakimś dobrym drinku smakuje jeszcze lepiej. Wiem, bo podczas pisania recenzji zastosowałem ten manewr. Polecam!
Wychodzi na to, że Soulsavers zaserwowali nam płytę, która powinna wepchnąć się wysoko we wszystkich podsumowaniach bieżącego roku. Miód na uszy.



A to autor wraz z Bogiem. Chcielibyście takie zdjęcie, nie?

7 komentarzy:

  1. Jacek no co ty pajacujesz?!

    OdpowiedzUsuń
  2. Toć to zdjęcie z wesela Halyny!

    Sorry musiałem;)

    OdpowiedzUsuń
  3. co do płyty musze sie zgodzić, z każdym przesłuchaniem coraz piękniejsza. Ze zdjęciem tez, jak Ci sie udalo namówić go do tego?
    Ciekawi mnie ten kawałek, który Ci się nie podoba? chyba mi umknęło albo nie czytam ze zrozumieniem...

    OdpowiedzUsuń
  4. Po prostu po koncercie The Gutter Twins Mark wyszedł przed autokar, a ja zapytałem czy możemy sobie strzelić fotę ;)
    Słaby kawałek? Przecież napisałem, że to nieważne. Po takiej końcówce płyty nie ma powodów do narzekania :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dla mnie to jak narazie album 2009 roku ; )))

    OdpowiedzUsuń
  6. Zakochałam się w tej płycie od pierwszego usłyszenia na zywo. MEGA!!!!

    OdpowiedzUsuń