Wczoraj w ramach akcji Poznań dla Ziemi występowało Radiohead, więc zamiast jechać na hulajnodze czy innej deskorolce do Wielkopolski, z troski o naszą planetę, postanowiłem pójść na piechotę do Jadłodajni, na koncert aż trzech grup, czyli Chasing the Sunshine, Her Only Presence i Setting the Woods on Fire. Na miejsce dotarłem koło 21, jeszcze nic się nie działo. Frekwencja była, jak na Jadło, dość słaba, może to wina dnia, cóż, wtorek nie przyciąga tłumów.
Przechodząc do samego koncertu, na scenie najpierw pojawił się jednoosobowy projekt Chasing the Sunshine. Muszę przyznać, że było ok. Tzn. ani mnie nie porwało, ani nie zanudziło. Maciej Buźniak, bo tak się nazywa osoba odpowiedzialna za Chasing the Sunshine, grał na gitarze akustycznej i harmonijce ustnej, a do tego śpiewał. Muzykę można nazwać połączeniem indie i folku, ewentualnie "college'owym graniem" jak to powiedział Wieczór z Uwolnij Muzykę. W każdym razie po tym krótkim, bo zaledwie około 20-minutowym (góra półgodzinnym), koncercie mam ochotę na sprawdzenie jakiegoś studyjnego materiału.
Występ numer dwa - hiszpańskie Her Only Presence. W ogóle mi się nie podobało, wynudziłem się jak mops, myślałem, że zasnę pod sceną. Her Only Presence to podobnie jak Chasing the Sunshine tylko jedna osoba - Luis Cifre. Grał podobnie jak Maciek na gitarze i harmonijce, a swoją muzykę dodatkowo wzbogacił elektronicznymi podkładami. Szkoda tylko, że aż tak wiało nudą. Rozbudziłem się tylko trochę przy końcówce, kiedy Luis zaczął grać na... GameBoyu. Muszę przyznać, że to ciekawy pomysł :) Jednak po tym co usłyszałem w Jadło, nie mam najmniejszej ochoty na przesłuchanie płyty.
No i na koniec na scenę wyszła gwiazda wieczoru - Setting the Woods on Fire. Jakiś czas temu pisałem recenzję ich debiutanckiego albumu, teraz przyszedł czas, żeby sprawdzić ich na żywo. Efekt? Prawdziwy koncertowy niszczyciel! Dawno nie widziałem aż tak porywającego występu polskiej kapeli. Jeśli podoba ci się płyta, musisz zobaczyć ich na scenie, jeśli nie, tym bardziej! Wulkan energii, wspaniałe melodie z albumu na żywo brzmią jeszcze lepiej, podobnie z wokalem, do którego miałem trochę zastrzeżeń, wczoraj było idealnie, krzyczane partie wbijały w podłogę. Moją uwagę przyciągnął też perkusista, który miał bardziej kamienną twarz niż Mark Lanegan, ale grał kapitalnie. Szkoda, że scena w Jadło jest taka mała, chłopaki stali trochę ściśnięci, nie mieli zbyt dużo miejsca na jakiekolwiek manewry, a szkoda, bo widać było, że Marcina, wokalistę i gitarzystę, aż nosiło. Chętnie zobaczyłbym ich na większej scenie. Zespół zagrał trochę kompozycji ze swojej płyty oraz kilka, których nie znałem, również fajnych. Nawet nagłośnienie dawało radę, co w JF nie jest wcale oczywiste. Koniecznie trzeba zobaczyć ich na żywo, żeby wiedzieć co dobrego dzieje się na rodzimej scenie.
Cóż, wtorkowy wieczór wypadł jak najbardziej na plus, muszę przyznać, że lepiej nie dało się wydać tych 10 złotych.
czemu last musi mi zawsze rekomendować nie te eventy, co trzeba? gdybym wiedział to bym pewnie tam był, kurde no ;f
OdpowiedzUsuńbo last zwykle poleca jakieś z dupy wydarzenia. trzeba przeglądać profile znajomych, to jest jedyne słuszne rozwiązanie :)
OdpowiedzUsuńno a mnie się her onlyh presence bardzo podobało, o.
OdpowiedzUsuńwieczór.